Współpraca z nadgorliwym klientem
: 15.10.2018, 10:03
Miałem okazję nagrywać film na targi dla firmy X w branży medycznej - współpraca super. Przy okazji nagrywki inna firma Y, której produkt także występował na filmie, jednak w zupełnie innej roli, postanowiła się do mnie odezwać, bo skoro nagrywałem też ich produkt to będą mieli przy okazji materiał reklamowy. Przed nagraniem nie dostałem, żadnych wytycznych od firmy Y. Po nagraniu skontaktowali się ze mną z prośbą o udostępnienie surowego materiału i wycenę (pierwsza lampka ostrzegawcza). Nigdy nie udostępniam surówki, dlatego zaproponowałem im stopklatki z najbardziej istotnych dla nich fragmentów. Po zobaczeniu klatek byli chętni do dalszej pracy.
Zaproponowałem cennik w postaci:
1) 150zł - 1min gotowego materiału
2) 200 zł - 1h pracy montażysty
3) 400zł - surowy materiał i "róbta co chceta" z uwagi na to, że w obecnej chwili ciężko mi wcisnąć dodatkową robotę.
Dostałem odpowiedź o kilkuminutowym filmie lub dwóch wersjach jedna dłuższa druga krótsza. Charakter filmu to coś w rodzaju promocyjno-instruktażowy.
No i niestety po kolejnych moich propozycjach kolejne lampki ostrzegawcze zaczęły się zapalać. Z uwagi na to, że początkowo prezentujemy obsługę urządzenia, zaproponowałem lektora ze stawką 100zł/A4. Do tego licencja na podkład muzyczny w cenie do 50$, bo aktualny bank, z którego najczęściej korzystam właśnie takimi stawkami dysponuje. I teraz uwaga. W odpowiedzi dostałem informację, że uważają, że przecież są jakieś przyzwoite darmowe i oni nie będą inwestować w licencje. Ponadto lektor to dla nich abstrakcja, bo przecież Pani, która prezentowała obsługę mówiła co robi (niestety Pani się zacinała, mówiła chaotycznie i niewyraźnie). Z uwagi na to, że akcja odbywała się w sali operacyjnej miałem ze sobą tylko to co potrzebne do zrealizowania ustaleń dla firmy X. Zawsze rejestruje dźwięk z nakamerowego, dlatego coś jest, ale wiadomo, że nie ma to porównania z profesjonalnym realizowaniem dźwięku.
Kolejna lampka - kazali mi mniej istotne rzeczy "wrzucić w przyspieszone tempo"
Finalnie mam przygotować film na kilka minut, a oni go jeszcze skrócą po obejrzeniu.
Nie wiem czy wzięli sobie mocno do serca pierwsza pozycję z cennika czy nie mają bladego pojęcia jak to powinno wyglądać. Nie mam zamiaru brać udziału w produkcji, która będzie pozbawiona kończyn. Nie narzucam swoich wizji, ale nie mam ochoty podpisywać się pod czymś co będzie wyglądać na totalną amatorkę. Zastanawiam się jak wyjść z tego zlecenia. Nie podpisywaliśmy żadnej umowy, jedynie kontakt telefoniczny i mailowy. Co Wy o tym sądzicie i jak byście to rozegrali?
Nie powinno to mieć znaczenia, ale firma sprzedaje urządzenia za dziesiątki tysięcy na cały świat.
Zaproponowałem cennik w postaci:
1) 150zł - 1min gotowego materiału
2) 200 zł - 1h pracy montażysty
3) 400zł - surowy materiał i "róbta co chceta" z uwagi na to, że w obecnej chwili ciężko mi wcisnąć dodatkową robotę.
Dostałem odpowiedź o kilkuminutowym filmie lub dwóch wersjach jedna dłuższa druga krótsza. Charakter filmu to coś w rodzaju promocyjno-instruktażowy.
No i niestety po kolejnych moich propozycjach kolejne lampki ostrzegawcze zaczęły się zapalać. Z uwagi na to, że początkowo prezentujemy obsługę urządzenia, zaproponowałem lektora ze stawką 100zł/A4. Do tego licencja na podkład muzyczny w cenie do 50$, bo aktualny bank, z którego najczęściej korzystam właśnie takimi stawkami dysponuje. I teraz uwaga. W odpowiedzi dostałem informację, że uważają, że przecież są jakieś przyzwoite darmowe i oni nie będą inwestować w licencje. Ponadto lektor to dla nich abstrakcja, bo przecież Pani, która prezentowała obsługę mówiła co robi (niestety Pani się zacinała, mówiła chaotycznie i niewyraźnie). Z uwagi na to, że akcja odbywała się w sali operacyjnej miałem ze sobą tylko to co potrzebne do zrealizowania ustaleń dla firmy X. Zawsze rejestruje dźwięk z nakamerowego, dlatego coś jest, ale wiadomo, że nie ma to porównania z profesjonalnym realizowaniem dźwięku.
Kolejna lampka - kazali mi mniej istotne rzeczy "wrzucić w przyspieszone tempo"
Finalnie mam przygotować film na kilka minut, a oni go jeszcze skrócą po obejrzeniu.
Nie wiem czy wzięli sobie mocno do serca pierwsza pozycję z cennika czy nie mają bladego pojęcia jak to powinno wyglądać. Nie mam zamiaru brać udziału w produkcji, która będzie pozbawiona kończyn. Nie narzucam swoich wizji, ale nie mam ochoty podpisywać się pod czymś co będzie wyglądać na totalną amatorkę. Zastanawiam się jak wyjść z tego zlecenia. Nie podpisywaliśmy żadnej umowy, jedynie kontakt telefoniczny i mailowy. Co Wy o tym sądzicie i jak byście to rozegrali?
Nie powinno to mieć znaczenia, ale firma sprzedaje urządzenia za dziesiątki tysięcy na cały świat.